Fereby
2005-11-21 19:07:59 UTC
Jakiś czas temu opisywałem Ilford Rapid Fixer - szybki
utrwalacz produkcji firmy Ilford. Listowicze zwrócili mi
wtedy uwagę na pewne błędy w mojej recenzji,
zwłaszcza dotyczące okresu przydatności do użycia
roztworów. Dlatego moje uzupełnienie poprzedniego
opisu IRF zacznę właśnie od tej kwestii.
Trwałość:
* Koncentrat w butelce bez dostępu powietrza - 2 lata.
* Koncentrat w butelce z pewną ilością powietrza - 6 miesięcy.
Producent na opakowaniu podaje iż roztwór roboczy (1+4 lub 1+9)
ma trwałość jedynie około tygodnia. Jest to o tyle dziwne, że
zgodnie ze znaną mi literaturą tiosiarczan amonu jest związkiem
dość trwałym o ile przechowywać go w odpowiedni sposób.
Wątpliwości rozwiewa dopiero dokumentacja techniczna na stronie
www producenta (www.ilford.com) - zgodnie z nią współczynniki
trwałości roztworu roboczego są następujące:
* W butli pozbawionej powietrza - 6 miesięcy.
* W zamkniętej butelce z pewną ilością powietrza - 1 miesiąc.
* W tanku lub kuwecie z pływającą pokrywą - 2 miesiące.
* W otwartej kuwecie, tanku - 7 dni.
Tak poważna różnica spowodowała jednak że postanowiłem
poddać Ilford Rapid Fixer testowi trwałości - dwa i pół miesiąca
trzymałem 1+4 roztwór Ilford Rapid Fixer w nie do końca napełnionej
próbówce, zamkniętej gumowym korkiem, raz w tygodniu sprawdzając
jego zdatność do użycia. Tak przechowywany utrwalacz pod
koniec testu charakteryzował się podobną aktywnością jak na
początku, co przekroczyło około dwukrotnie określony dla "zamkniętej
butelki z pewną ilością powietrza" okres. Na naganę zasługuje więc,
niewłaściwe sformułowanie na załączonej do opakowania instrukcji,
mogące łatwo wprowadzić w błąd.
Tak na marginesie warto zauważyć, iż okres trwałości tak klasycznych
utrwalaczy kwaśnych, jak utrwalaczy szybkich określano w niektórych
starszych podręcznikach fotografii na jakieś dwa miesiące. Jest wysoce
nieprawdopodobnym by w ciągu tych czterdziestu lat nastąpiła tak
znaczna poprawa czystości odczynników (obecnie liczni producenci
zestawiają gotowe wyroby na bazie tańszych substancji via ChRL),
względnie wypracowano nowe receptury, przedłużające okres
przydatności trzykrotnie. Można domniemywać, iż powyższa różnica
wynika po prostu z przyjęcia nieco innych kryteriów przydatności kąpieli
do użycia (kwestię powyższą postaram się objaśnić dokładniej innym
razem).
W dokumentacji Ilford Rapid Fixer na stronie www producenta podany
jest następujący sposób stałego utrzymywania tego utrwalacza
w gotowości do pracy: co jeden film małoobrazkowy (36 klatek) należy
uzupełniać starą kąpiel nowym roztworem w ilości 45 ml (855 ml dla
metra kwadratowego takich materiałów - metr kwadratowy to jakieś
20 błon).
Dla papierów RC/FB współczynnik ten wynosi odpowiednio 250/500 ml
dla metra kwadratowego. Producent ostrzega że dla niektórych rodzajów
obróbki maszynowej podane objętości mogą się okazać zbyt małe i niekiedy
trzeba uzupełniać nawet 300-450 ml nowego roztworu dla metra
kwadratowego papierów RC. Z kolei przy zastosowaniu odzysku srebra
w procesie obróbki "dolewka" może być mniejsza o 50-75%.
Nie jest to pierwszy wypadek, gdy zapoznając się z pomysłami producenckich
specjalistów przecieram oczy ze zdumienia. Podobne postępowanie może
się jako tako sprawdzać przy większych ubytkach używanego utrwalacza,
w innym razie ubocznym efektem będzie zwiększenie objętości poddanego
"replenishmentowi" roztworu, którego część w końcu trzeba będzie usunąć.
Producent jakby półgębkiem przyznaje to zresztą pod koniec rozdziału
- przed dolaniem "uzupełnienia" do starego roztworu zalecając w razie
potrzeby usunięcie odpowiedniej części tego drugiego.
Podobne "uzupełnianki" opłaca się stosować chyba tylko wyłącznie gdy
trzeba hurtem utrwalić ogromną ilość filmów bądź odbitek w krótkim
czasie, dysponując maksymalnie trzema kuwetami, względnie maszyną
z możliwością zaprogramowania co najwyżej trzech kąpieli! Jeśli
jednak ktoś chciałby się w to bawić: zużyty roztwór należałoby
pobierać od spodu (jak w starych maszynach do obróbki filmu
kinematograficznego), gdzie jest największe stężenie tiosiarczanu
srebra, a na dodatek trafia większość stałych zanieczyszczeń
(resztki organiczne z wody, rdza i piasek z rur, wywoływanych
błon, etc.).
Tak czy siak, nawet roztwór znajdujący się u dołu utrwalacza nie
różni się wiele od tego w wyższej części pojemnika - zawiera nawet
mniej więcej tyle samo substancji utrwalającej. Oczywiście jeśli
ten utrwalacz jest potem w sposób elektrolityczny pozbawiany srebra,
filtrowany, w gruncie rzeczy niewielki ubytek substancji utrwalającej
i zakwaszacza zostaje uzupełniony, po czym tak zregenerowany
utrwalacz ponownie użyty, trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Usuwanie natomiast nieco zużytego roztworu, by go po prostu wylać,
zastępując roztworem tylko minimalnie lepszym, jest klasycznym
marnotrawstwem.
Rozdział "Replenishment" może się jednak okazać wcale przydatny
w wypadku konieczności zwiększenia objętości posiadanego roztworu
jak najmniejszym kosztem. Przykładowo: ktoś na codzień przeprowadza
obróbkę w kuwetach 20x15 do których wlewa 1 litr roztworu, ale nagle
zachodzi konieczność utrwalenia niewielkiej ilości papierów większych
rozmiarów. Minimalną objętością płynu pokrywającą w całości papiery
jest 1,5 litra, a dysponuje zaledwie litrem częściowo zużytego już
roztworu. Naturalnym rozwiązaniem wydaje się tu nie rozcieńczanie
150/300 ml stężonego Ilford Rapid Fixer by uzyskać 1500 ml
nowej kąpieli, a sporządzenie nowego roztworu utrwalacza w ilości
trzykrotnie mniejszej i dopełnienie nim dotychczas używanej kąpieli.
Dzięki zawartej w instrukcji tabelce można dokładnie obliczyć,
ile więcej materiału da się utrwalić w takim roztworze - przykładowo
gdyby w przykładzie miano zamiar poddać obróbce w roztworze
roboczym 1+9 16 sztuk papierów RC formatu 24x30,5, a potem wrócić
do papierów RC 13x18 cm to utrwalenie papierów większego
formatu zużyje półlitrową dolewkę trochę w ponad połowie
(ok. 12 000 cm kw. z 20 000). Pozostała jej część (o potencjalnej
wydajności trochę ponad 8000 cm kw.) wystarczy do utrwalenia jeszcze
trzydziestu kilku papierów formatu 13x18. Co prawda i uczeń szkoły
podstawowej byłby w stanie sam sobie policzyć tego rodzaju rzeczy
w parę minut - bowiem wystarczy tutaj znajomość wydajności litra
utrwalacza i operacji matematycznej zwanej "dzieleniem" na poziomie
podstawowym - ale miło że Ilford wziął na siebie ten wysiłek.
Jeszcze jedno niewielkie zastrzeżenie - robienie tego rodzaju
"dolewek" nowego roztworu ma sens tylko przy w miarę niedawno
sporządzonej, lecz częściowo już zużytej kąpieli roboczej. Gdy
dysponuje się wyłącznie kompletnie wypracowanym roztworem, a objętość
nowego utrwalacza stanowi np. 10%, lepszym rozwiązaniem wydaje się
sporządzenie całkiem nowego o wymaganej objętości - no chyba naprawdę
ponad wszystko przedkłada się oszczędność (w takim razie powinno się
raczej postawić na - opisane dalej - utrwalanie dwuroztworowe).
Próby "odtwarzania sprawności" zużytego przed wieloma
miesiącami roztworu, który nam się gdzieś przypadkiem uchował,
metodą "dolewkową", zdecydowanie nie są godne polecenia.
Zdaniem Ilforda uzupełniany zgodnie z podanymi w instrukcji użycia
wskazówkami roztwór roboczy może służyć bardzo długo. I tak w zasadzie
jest, choć rzecz jasna z podobnym zastrzeżeniem jak względem regeneracji
wywoływaczy - co jakiś czas stary roztwór należy zastępować nowym.
W innym razie utrwalacz rychło przekształci w istne "zlewki świętej
Genowewki", z którymi kontakt materiałom fotograficznym raczej nie
posłuży.
Jeśli obrabiamy błony i odbitki sposobami klasycznymi, względnie nasza
maszyna ma możliwość obróbki więcej niż trzykąpielowej, bardzo zależy
nam na właściwym utrwaleniu materiałów przy maksymalnym wykorzystaniu
utrwalacza, lepiej będzie zdecydować się na utrwalanie dwuroztworowe
- nb. opisane w instrukcji www (choć niezbyt szczodrze).
W tej technice utrwalania sporządza się dwa (przy szczególnie wysokich
wymaganiach trwałościowych nawet trzy) jednakowe roztwory utrwalacza
- po kąpieli przerywającej filmy lub odbitki umieszcza się w pierwszym
roztworze przez połowę czasu wymaganego dla utrwalenia danego typu
materiału, po czym przenosi do drugiego roztworu na drugą połowę czasu.
Gdy pierwszy roztwór ulegnie zużyciu, zastępuje się go roztworem drugim,
na którego z kolei miejsce sporządza się nową kąpiel utrwalającą. Utrwalanie
wieloroztworowe pozwala nawet czterokrotnie zwiększyć wydajność - jednak
dla uzyskania równie wyśrubowanych wyników, niezbędna jest w miarę
niezawodna kontrola przydatności utrwalacza do użycia.
Niestety, gdyby ktoś szukał w dokumentacji Ilford Rapid Fixer jakiegoś
prostego do przeprowadzenia w warunkach amatorskich testu
umożliwiającego określenie czy aktualnie używany roztwór utrwalacza
jest jeszcze zdolny do pracy, nie odniesie sukcesu. Co prawda znajduje
się on w instrukcji, ale dziale poświęconym ustalaniu właściwego dla
danego typu błony czasu utrwalania, nadto w formie tak okrojonej, że
bez znajomości literatury fachowej, trudno jest odgadnąć jego drugą,
istotniejszą funkcję.
Otóż choćby Klimecki i Tuszko polecają niemal identyczny jak Ilford test,
tyle że właśnie do kontroli utrwalacza! Wygląda on następująco: mały
kawałek zaświetlonej błony, wkładamy do nieużywanego utrwalacza
i ustalamy czas w którym błona staje się przezroczysta. Potem, w miarę
obróbki kolejnych materiałów, test powtarzamy - gdy czas wydłuży się
ponad dwukrotnie w porównaniu do pierwotnego, roztwór należy zastąpić
nowym. Testu ze świeżo sporządzonym utrwalaczem nie trzeba powtarzać
za każdym razem - ma on identyczne właściwości jak ten przetestowany
na początku - ale z drugiej strony nie zawadzi, jeśli akurat mamy poddać
obróbce materiały na których szczególnie nam zależy, bo nawet
najdokładniejsza kontrola jakości niekiedy przepuszcza buble. Jeśli znamy
czas utrwalania błony w danym stężeniu utrwalacza, test w nieużywanym
utrwalaczu nie jest bezwarunkowo konieczny - kąpiel należy wymienić
na nową, gdy błona nie staje się przejrzysta w ciągu połowy maksymalnego
czasu utrwalenia danego materiału. Dla typowej błony przy rozcieńczeniu
1+4 Ilford Rapid Fixer byłoby to jakieś 2-2,5 minuty. Z oczywistych
względów podczas tego rodzaju testów ważne jest utrzymanie zbliżonej
do stosowanej przez nas w danym typie obróbki temperatury utrwalacza.
Ilford zaleca uprzednie skropienie strony emulsyjnej użytej do testu
błony niewielką ilością utrwalacza, odczekanie 30-60 sekund i dopiero
wtedy umieszczenie go w roztworze - miejsce skropienia porównuje się
później z resztą zanurzonej w utrwalaczu błony.
Technika z błoną może być używana zarówno przy stwierdzaniu przydatności
roztworu do utrwalania papierów, jak błon - w przypadku rozcieńczenia
1+9 dla papierów niezbędny będzie test z błoną z nieużywanym utrwalaczu
(teoretycznie rzecz biorąc w sprawnym roztworze błona powinna stawać się
przezroczysta w co najwyżej 5 minut, ale lepiejjednak sprawdzić rzecz
doświadczalnie). Ja uzyskałem następujące wyniki:
* względnie nowy Ilford Rapid Fixer 1+9 o temperaturze 22 stopnie C - 4 min.
* roztwór 1+9 bardzo zużyty (około 70 papierów o podłożu RC 9x13 cm
w 200 ml), 19,5 stopnia C - 12 min.
Uwaga!!! Wyniki powyższe mają charakter wyłącznie przykładowy
- przeprowadzony test ze względu na obarczenie pewnymi błędami, trudno
uznać za specjalnie miarodajny (np.: pierwotna objętość roztworu użytego
do utrwalania papierów podana z pamięci - równie dobrze mogła wynosić
250 ml).
Dlaczego zastosowanie metody dwuroztworowej w tak dużym stopniu podnosi
wydajność utrwalacza? Klasyczne utrwalanie można w pewnym uproszczeniu
przedstawić jako dwa procesy - chemiczną reakcję zamiany nienaświetlonych
halogenków srebra w sole srebra, oraz dyfuzję tych soli z błony do roztworu.
Z kolei zamiana nienaświetlonych halogenków srebra w nieświatłoczułe
związki srebra odbywa się w dwu etapach, najpierw substancja utrwalająca
przekształca je w sole srebra nierozpuszczalne w wodzie, przez dalsze
jej porcje zamieniane w sole rozpuszczalne w wodzie. W miarę zużycia
kąpieli utrwalającej, stężenie tiosiarczanu amonu sukcesywnie spada, a
jednocześnie wzrasta ilość rozpuszczonego w wodzie tiosiarczanu srebra.
Rezultatem jest wydłużanie się czasu zamiany soli nierozpuszczalnych
w sole rozpuszczalne i utrudnienie dyfuzji tych drugich do roztworu.
Do przemiany nienaświetlonych halogenków w sole srebra nierozpuszczalne
w wodzie wystarcza zdecydowanie niższe stężenie substancji utrwalającej,
niż do przeprowadzenia ich w sole rozpuszczalne. W zużytym roztworze
panuje tak wysokie nasycenie tiosiarczanu srebra, że dyfuzja tego
związku znajdującego się w błonie staje się niezwykle powolna
(niewielka różnica stężeń). Materiał światłoczuły w którym przemiana
jednych soli w drugie nie nastąpiła do końca lub wcale, względnie
zawierający w sobie tiosiarczan srebra, wkrótce uległby zniszczeniu.
Jeśli jednak podziałać nań roztworem z odpowiednio dużym stężeniem
substancji utrwalającej, proces zamiany związków srebra
nierozpuszczalnych w wodzie w rozpuszczalne zacznie zachodzić
ponownie. Jeśli tymże roztworze stężenie tiosiarczanu srebra
będzie znacznie niższe niż w materiale światłoczułym, proces dyfuzji
będzie miał zdecydowanie szybszy przebieg, (dyfuzja przebiega aż
do wyrównania stężeń tiosiarczanu srebra w obu ośrodkach).
Reasumując: pierwszy (zużyty) roztwór nie jest w stanie zamienić
całości powstałych w materiale światłoczułym soli srebra nierozpuszczalnych
w wodzie w rozpuszczalne oraz zapewnić mieszczącego się akceptowalnych
granicach tempa ich dyfuzji, ale wciąż może zamieniać nienaświetlone
i niezredukowane przez wywoływacz halogenki srebra w nierozpuszczalne
w wodzie sole tego pierwiastka.
W drugim roztworze (świeżym) większe stężenie substancji utrwalającej
pozwala na dokończenie procesu zamiany w sole rozpuszczalne, które
dzięki niewielkiemu jego nasyceniu tiosiarczanem srebra, mogą
swobodniej wydyfundować z warstwy emulsyjnej błony, bądź papieru
światłoczułego.
Czasem, gdy wymagania względem trwałości, są szczególnie wysokie,
stosowane jest nawet utrwalanie trzyroztworowe. Technologia procesu
(1/3 czasu w każdym z roztworów utrwalających), jak też prawidła
tyczące się kontroli i wymiany roztworów, są praktycznie rzecz biorąc
identyczne jak w odmianie dwukąpielowej (drugi roztwór zastępuje
pierwszy, trzeci zajmuje miejsce drugiego, sam z kolei będąc
zastąpionym świeżym utrwalaczem), nie ma więc potrzeby szerszego
jej omawiania.
W obróbce ręcznej, jeśli objętość roztworu roboczego nie może spadać
poniżej pewnego minimum, niewielkie ubytki utrwalacza przy utrwalaniu
wieloroztworowym (np. "zabieranie" przez podłoże papierów), najlepiej
uzupełniać wodą - dotyczy to zwłaszcza pierwszej kąpieli. Przy
jednoroztworowym też warto rozważyć "za i przeciw": dolanie niewielkiej
ilości nowego utrwalacza nie poprawi zbytnio parametrów roztworu - może
więc lepiej utrwalić określoną przez producenta ilość materiałów
światłoczułych i sporządzić nowy? Przy dużych ubytkach - zwłaszcza
spowodowanych rozlaniem - wszystko przemawia na korzyść "replenishmentu".
Test z odbielaniem zaświetlonego skrawka błony wykorzystuje fakt, iż
tiosiarczan amonu rozkłada niezredukowane do srebra metalicznego
halogenki, niezależnie od tego czy otrzymały one jakąkolwiek
ekspozycję, czy też nie. Tak więc że skrawek błony służący do testu
nie został wywołany, nie ma większego znaczenia - zachodzą dokładnie
te same procesy co w koreksie względem błony normalnie naświetlonej,
wywołanej i nieutrwalonej. Tak samo przebiegają chemiczne przemiany
niezredukowanych przez wywoływacz związków srebra i tak samo dyfundują
one do roztworu utrwalacza.
Ilford zaleca stosowanie pomiędzy wywołaniem, a utrwalaniem, kąpieli
przerywającej. Jasna rzecz gorąco poleca tu przerywacze swojej
produkcji. Z mojej praktyki wynika, iż najbanalniejszy w swej
prostocie, 2% kwas octowy, także znakomicie sprawdza się
w tej roli. W wypadku rezygnacji z przerywacza, zalecana jest
stała kontrola PH roztworu. Ilford Rapid Fixer powinien mieć
odczyn kwaśny co najmniej 6. Jest to chyba nieco asekuranckie
- w literaturze można znaleźć kąpiele na bazie tiosiarczanu amonu
bez jakichkolwiek dodatków zakwaszających. Prawdopodobnie więc
utrwalacz funkcjonowałby nawet w przedziale 6-7 - przy obecnych
cenach octu jednak nie ma sensu tak oszczędzać.
Bardziej chyba ryzykowne jest nadmierne zakwaszanie - nie należy
obniżać PH roztworu poniżej 4. Utrwalacze szybkie na tiosiarczanie
amonu gorzej od klasycznych (tiosiarczan sodu) znoszą nadmiernie
kwaśne otoczenie i bardzo spowalniają działanie, aż w końcu
przestają utrwalać w ogóle - nie należy więc przesadzać z ilością octu
w roztworze. Najlepiej by jego stężenie w przerywaczu wynosiło 2%
- wystarcza w zupełności do zatrzymania procesu wywoływania
i zobojętnienia resztek kąpieli wywołujących.
Pięcioprocentowy kwas octowy zalecany w niektórych starszych książkach
(np. "Powiększanie zdjęć fotograficznych" T. Cypriana z 1955 roku),
prawdopodobnie miał służyć do wywoływaczy opartych na amidolu (jedna
z nielicznych substancji redukujących, wywołujących również w środowisku
kwaśnym). Jeśli już ktoś używa tak zakwaszonego przerywacza, nie należy
nadmiernie przedłużać kąpieli w nim (Cyprian zalecał zaledwie
pięciosekundowy pobyt w roztworze 5% kwasu octowego dla papierów
o podłożu barytowanym!).
W razie gdyby PH przekroczyło 6, Ilford zaleca powolne dolanie
odpowiedniej ilości 50% kwasu octowego - ja zastosowałbym go raczej
w większym rozcieńczeniu, z ilością wody dostosowaną do
objętościowego ubytku utrwalacza, względnie (jeśli to możliwe)
nieco większą. Pojawia się jednak pytanie: czy miast potem
obniżać PH roztworu octem, nie lepiej - jeśli oczywiście
możliwości techniczne pozwalają (w niektórych typach maszyn
po wywołaniu natychmiast następuje utrwalanie) - z inkryminowanego
kwasu octowego zrobić przedtem kąpieli przerywającej i wykorzystać
ją w obróbce?
Innym wskaźnikiem przydatności roztworu Ilford Rapid Fixer
do użycia ma być jego ciężar właściwy. Powinien się on zawierać
między 1000-1200 (nowy roztwór roboczy 1+4: 1070-1080; 1+9: 1030-1040).
Kontrola miała by być przeprowadzana przy pomocy gęstościomierza,
co może i się opłaca w wypadku dużych laboratoriów, ale mało który
fotoamator dysponuje tego rodzaju przyrządami, a zakup tylko do
kontroli utrwalacza jest raczej mało sensowny. Osobiście nie wiem,
czy podlewy przeciwodblaskowe błon (zwłaszcza starszych zwojowych),
nie mogłyby podnieść ponad podaną granicę gęstości, nie czyniąc
wcale utrwalacza niezdatnym do użytku.
Nasycenie roztworu IRF srebrem można by chyba sprawdzić przy pomocy
klasycznej próby z jodkiem potasowym. 1 ml pięcioprocentowego
roztworu dodaje się do naczynia z 25 ml utrwalacza (tyle wedle
R. Kielicha; A Kotecki: roztwór 1% jodku potasowego i 10 ml utrwalacza).
Jeśli wytrąca się żółty osad, utrwalacz jest zużyty (zdaniem Koteckiego
- pojawia się zmętnienie nie znikające nawet po wstrząśnięciu).
Zawartość srebra w utrwalonej odbitce Ilford zaleca sprawdzać przy
pomocy siarczku sodu, analogicznie jak R. Kielich z "Foto".
Niestety w pozostałych punktach jakby odrobinę się różnią -
Kielich zaleca 0,2% roztwór, Ilford 0,15%. Kielich testuje
na odciętym białym marginesie utrwalonej i wypłukanej odbitki,
Ilford zaleca zrobić próbkę na białym fragmencie dobrze utrwalonej
i wypłukanej odbitki, po czym porównywać z nią kolejne próbki.
Kielich zanurza wycięty margines w siarczku sodowym, Ilford
zaleca skrapianie białych miejsc. Dotąd mniej więcej się
zgadzają - zdaniem jednak Romana Kielicha niedokładne utrwalanie
i płukanie objawia się ciemnieniem próbki, u Ilforda zaś
znajdziemy że skropione miejsce w takim przypadku żółknie.
Bardziej złożone (ale i niezawodne) techniki kontroli utrwalenia
oraz wypłukania błon i papierów wykraczają poza ramy tej recenzji,
toteż omówię je innym razem.
W instrukcji Ilford Rapid Fixer zaleca się metodę elektrolityczną
odzyskiwania srebra - jest ona najtańsza i najbardziej wydajna.
Szczegółów najlepiej szukać w odpowiedniej literaturze.
Jak już wspomniano, przefiltrowany po takim zabiegu utrwalacz
wystarczy uzupełnić o niewielką ilość substancji utrwalającej
(czasem trzeba dodać też zakwaszacza, lub na odwrót - podnieść
PH nadmiernie zakwaszonego roztworu), by nadawał się do ponownego
zastosowania.
Ocena:
Filmy: w wypadku normalnego dla utrwalaczy trzymania
w nie do końca wypełnionych, zamkniętych pojemnikach,
stosowanie ogólnie średnio wygodne dla pojedynczego
fotoamatora: chyba że odpowiadałby mu styl pracy
polegający na zgromadzeniu jakiś 12 naświetlonych
błon (minimalna ilość roztworu dla obróbki błon
małoobrazkowych w Krokus Tank - 375 ml - pozwala
utrwalić 9 błon), a potem przeprowadzenia ich obróbki
w ciągu miesiąca. Co prawda przeprowadzone przeze mnie
testy wykazały, że i po 2 1/2 miesiąca roztwór roboczy
1+4 przechowywany w zbliżonych warunkach nadal
może być zdatny do użytku, ale po upływie miesięcznego
okresu podawanego przez producenta, chyba lepiej
przed obróbką ważnych dla nas materiałów sprawdzać
tak przechowywany roztwór kawałkiem zaświetlonej
błony, co właściwie nic nie kosztuje, a w istotnym stopniu
zmniejsza ryzyko. Niezłym rozwiązaniem wydają się
butle harmonijkowe - w razie dokładnego wyciśnięcia
powietrza trzymany w nich roztwór roboczy IRF raczej
bez większego uszczerbku przetrzyma pół roku, a może
i więcej.
Ilford Rapid Fixer wydaje się natomiast wprost
stworzony dla grup fotoamatorów, redakcji czasopism
i zakładów usługowych, w których dwa tuziny (24) błon,
a nawet więcej, obrabia się nierzadko w ciągu mniej niż
tygodnia.
Papiery RC: produkt znakomity zarówno dla pojedynczego
fotoamatora, jak ich grupy, świetnie sprawdzi się też
w redakcjach czasopism oraz zakładach usługowych.
Najistotniejszymi zaletami z punktu widzenia fotoamatora
są krótki czas utrwalania, pozwalający zarówno na
błyskawiczną ocenę odbitek w białym świetle, jak
zabezpieczający przed uczynieniem z kuwety
z utrwalaczem swoistej "przechowalni odbitek" (co
może mieć na nie bardzo niekorzystny wpływ) oraz
niewiele dłuższy czas płukania pozwalający zaoszczędzić
sporo wody. Jako zaletę można postrzegać również
niedługi okres trwałości roztworów roboczych, wymuszający
sporządzanie nowych kąpieli co najmniej raz w miesiącu
oraz zlewanie nieużywanego utrwalacza z kuwet do
zamkniętych pojemników. Można też zaopatrzyć się
w pływające pokrywy kuwet, względnie spróbować je
sporządzić samodzielnie (np. z płyty PCV), ewentualnie
zaimprowizować pływającą pokrywę kładąc na powierzchni
roztworu w kuwecie denkiem inną pustą kuwetę z PCV
o odpowiednim rozmiarze. W tym wypadku trwałość
roztworu powinna wzrosnąć nawet do dwu miesięcy,
ale lepiej stale sprawdzać jego przydatność do użycia,
zwłaszcza jeśli się nie liczy utrwalonych odbitek.
Papiery FB: wykazuje podobne zalety oprócz płukania
(ale trudno poradzić cokolwiek na nasiąkanie podłoża),
długość płukania prawdopodobnie dałoby się znacznie
skrócić przy zastosowaniu środków rozkładających
utrwalacz, ewentualnie dodatkowe płukania w wodnym
roztworze 2-4% siarczynu sodowego, 5-8% węglanu
sodowego (sody kalcynowanej) lub kwaśnego węglanu
sodowego (sody oczyszczonej), względnie 2-5% chlorku
sodu (soli kuchennej), których skuteczność jednak
względem omawianego utrwalacza wymagałaby wszakże
testów (producent z kolei poleca swój "Ilford Washaid").
Stosowany do utrwalania papierów roztwór 1+9 Ilford
Rapid Fixer jest ponad dwukrotnie wydajniejszy od Fomafix
(przy 1+4 różnice mniejsze: papier RC/FB - 4/2 względem
3/1,5 metra kwadratowego w litrze kąpieli roboczej,
10/5 m względem 9/4,5 m z opakowania 0,5 l; błony
małoobrazkowe - 60 do 51 przy pełnym wykorzystaniu
opakowania 0,5 litra). Roztwór 1+4 charakteryzuje się
trzykrotnie (dla 1+9 półtorakrotnie) krótszymi czasami
utrwalania - RC/FB 30/60 s. względem 90/180 s. dla
temperatury 20 stopni Celsjusza przy obróbce ręcznej.
Trwałością kąpieli roboczej z kolei zdaje się ustępować
Fomafixowi (miesiąc-dwa względem pół roku), co wszakże
jest nieco dyskusyjne, ponieważ w dokumentacji na swej
stronie www Foma nie precyzuje, czy chodzi o roztwór
roboczy trzymany w pełnych butelkach, czy też częściowo
wypełnionych powietrzem.
Dla typowego fotoamatora, obrabiającego od jednej
do kilku błon miesięcznie, stosowanie IRF jest więc
całkowicie zasadne w przypadku korzystania z różnych
utrwalaczy do błon (zwłaszcza klasycznych, opartych
na tiosiarczanie sodu) i papierów. Z kolei jeśli ktoś
preferuje prostotę, objawiającą się wykorzystaniem
w swym domowym laboratorium możliwie najmniejszej
liczby roztworów, lepiej będzie zdecydować się na
Fomafix, np. z opakowania 500 ml, 125 ml (750 ml po
rozcieńczeniu) przeznaczyć do obróbki błon zwojowych
lub małoobrazkowych (na 12 sztuk), a pozostałe 375 ml
(2250 kąpieli roboczej) do utrwalania papierów (6,75 m
kw.), ewentualnie trzymać roztwory robocze Ilford Rapid
Fixer w pojemnikach pozbawionych powietrza.
Jeśli idzie o cenę: 0,5 l opakowanie Ilford Rapid Fixer
jest obecnie około 1/3-1/4 droższe od analogicznej
pojemności Fomafix, jednak rosnący kurs korony
i taniejące euro czynią ich ceny coraz bardziej
zbliżonymi.
Prawdziwą piętą achillesową Ilford Rapid Fixer są
instrukcje obsługi. Tan na opakowaniu, choć
lakoniczna, jest zupełnie niezła - niestety dyskwalifikuje
ją wprowadzający w błąd akapit dotyczący trwałości
roztworów. Z kolei zamieszczona na stronie www
producenta w formie pliku pdf instrukcja, jest
bardziej szczegółowa (liczy sobie pięć stron),
niestety ilość nie do końca przekłada się tu na
jakość. Sprawy które w instrukcji z opakowania
omówione są prosto i czytelnie w formie niewielkiej
tabelki, rozrastają się do całych akapitów, z których
wynika niewiele ponad to co wywnioskujemy
z inkryminowanej tabelki.
Organizacja działów w instrukcji www wygląda
niczym dzieło nie fotografa, względnie chemika,
a speca od marketingu. Podrozdziały zorganizowano
omalże identycznie jak w pdf wywoływaczy Ilforda,
co względem utrwalacza trudno uznać za rozsądne.
W ogóle gros informacji dotyczy obróbki maszynowej
i trudno spomiędzy nich wyłowić sprawy istotne
dla fotoamatora, obrabiającego tradycyjnymi metodami
niewielką ilość błona na własny użytek. Nawet samo
ustalenie podstawowych właściwości roztworu roboczego
- rozcieńczenia, czasów obróbki, wydajności, trwałości
- zmusza do skakania po stronach, znalezienie zaś
pewnych ciekawych i pomocnych w pracy, innowacji
kombinowania gdzie też to zostały zamieszczone,
dodatkowo utrudnionego brakiem spisu treści.
Wspomniany specjalista od marketingu zdaje się
próbować zresztą przy okazji sprzedać nam fabryczną
kąpiel przerywającą (dobrze że nie zachwala jeszcze
wywoływaczy). Może dlatego, tani, wydajny, łatwy do
sporządzenia nawet dla mało zaawansowanych amatorów
przerywacz oparty o kwas octowy zostaje pominięty
milczeniem.
Potencjalni użytkownicy obrabiający swe materiały
światłoczułe w maszynach, wcale nie mają wiele
łatwiej. Z bliżej nieokreślonych przyczyn instrukcja
przypomina po trosze przepisy kuchenne, przeprowadzając
nas od narodzin roztworu roboczego, aż po kres jego
pracowitego żywota i pochówek. Tego rodzaju styl
narracji, pełen dygresji na tematy które czytelnika
wcale nie muszą aktualnie obchodzić, prowadzi do
przeskakiwania całych akapitów tekstu, względnie
rzuceniem instrukcji w diabły. Użytkownicy przecież
często bywają zapracowani, zirytowani, zdekoncentrowani
- woleliby znajdywać najistotniejsze informacje
w jednym, łatwym do zlokalizowania, miejscu.
A przecież wystarczyłoby zamieścić na pierwszej
stronie, niewielką, trzykolumnową tabelkę,
zawierającą w kolejnych kilku wierszach
następujące właściwości obu roztworów roboczych:
* czas utrwalania;
* czas płukania;
* wydajność z litra roztworu;
* trwałość;
O funkcjonalności tego rodzaju zestawień, można się zresztą
przekonać studiując zamieszczoną w opisie IRF i opartą
o podobne założenia tabelkę dotyczącą... kąpieli
przerywających produkcji Ilforda.
Nieźle byłoby też umieścić na początku instrukcji
coś podobnego do "quick start" stosowanego
dawniej w opisach gier i programów. Zawierałby
on krótkie omówienia podstawowych kwestii
związanych z najbardziej typową obróbką ręczną
- przerywacz na kwasie octowym, jeden utrwalacz
nie poddawany żadnym dolewkom, którego PH
i gęstości się nie sprawdza, sukcesywnie zużywa,
wylewa i sporządza nowy. Prawie wszystko to
w instrukcji już jest, tyle że trzeba się naszukać,
a tego użytkownik bynajmniej nie lubi. W tej części
znajdowałaby się opisywana tabelka z podstawowymi
właściwościami roztworów, a także krótki spis treści
w małej ramce. W "quick start" większość spraw
wystarczyłoby omówić pobieżnie, w razie gdyby
czytelnik chciał dowiedzieć się więcej, skierować
go odsyłaczami do właściwych działów.
Do instrukcji należałoby dodać też krótki opis procesu
utrwalania, wraz z kwestią zaniku mlecznego zabarwienia
błon (rzecz nie występująca na papierach), bardzo istotną
przy wzrokowej kontroli procesu, co dzieje się w razie
zbyt krótkiego, względnie przesadnie długiego utrwalania,
a także porządny spis treści.
Taka instrukcja byłaby może minimalnie dłuższa, ale
czytelniejsza i przyjaźniejsza użytkownikowi.
Powróćmy jeszcze do sprawy ustalania czasu
utrwalania błony poprzez zanurzenie jej zaświetlonego
kawałka w roztworze utrwalacza. Test ten jest sensowny
tylko względem świeżego utrwalacza, względnie
poddawanego ciągłemu "replenishmentowi", jednak
w tym drugim wypadku zastrzeżeniem - zużycie kąpieli
przerywającej, inna twardość i domieszki ze źle
przefiltrowanej wody w "uzupełniance", nawet nietypowe
podlewy przeciwodblaskowe uprzednio obrabianych błon,
mogą pierwotny czas utrwalania wydłużyć.
Pół biedy, jeśli na wyjętej z utrwalacza błonie stwierdzimy
mleczne zabarwienie - ponowne umieszczenie
w utrwalaczu i trzymanie przez tyle samo czasu jaki
upłynął od początku utrwalania do zaniku mlecznego
zabarwienia, w większości wypadków wystarczy do
zapobieżenia negatywnym następstwom. Niestety,
błona wyjęta z utrwalacza w drugiej połowie czasu
utrwalania, wizualnie nie różni się niczym od swej
odpowiedniczki w której proces ten pomyślnie się
zakończył. Dopiero po miesiącach, a bywa i latach,
w błonach których utrwalania nieukończono, pojawiają
się zmiany i wtedy z reguły pozostaje jedynie kopiowanie
optyczne negatywu. Tak to już niestety bywa, że
drobne oszczędności potrafią się mścić w wyjątkowo
niemiły sposób.
Producencki test wyznaczania właściwego czasu
utrwalania błony najlepiej więc byłoby robić przed każdym
utrwalaniem, bądź stosować trochę dłuższe czasy
niż wyszły w teście z utrwalaczem świeżym (podobnie
jak w wypadku wywoływaczy trudno ustalić właściwe
dla każdych okoliczności współczynniki korygujące).
Na koniec kwestie językowe - co prawda zwrot "replenishment"
dałoby się przełożyć również jako "regeneracja", ale osobiście
wyznaję pogląd, że w przeciwieństwie do wywoływaczy, utrwalacza
nie da się całkowicie zregenerować samym uzupełnieniem substancji
czynnej (w tym wypadku tiosiarczanu amonu) i związków
zakwaszających. Czynność tę musi poprzedzić usunięcie z roztworu
związków srebra na drodze elektrolitycznej.
Zwroty "full tightly capped" i "half full tightly capped", brzmiałyby
"całkowicie wypełniony", "częściowo wypełniony", gdyby je
tłumaczyć w miarę dosłownie. Szkopuł w tym, że kąpiele
fotograficzne można zabezpieczać również przez wtłoczenie
do pojemnika gazu obojętnego, wypychającego powietrze
z nad powierzchni cieczy. Dlatego korzystam z form
"pozbawiony powietrza" i "z pewną ilością powietrza".
Fereby
utrwalacz produkcji firmy Ilford. Listowicze zwrócili mi
wtedy uwagę na pewne błędy w mojej recenzji,
zwłaszcza dotyczące okresu przydatności do użycia
roztworów. Dlatego moje uzupełnienie poprzedniego
opisu IRF zacznę właśnie od tej kwestii.
Trwałość:
* Koncentrat w butelce bez dostępu powietrza - 2 lata.
* Koncentrat w butelce z pewną ilością powietrza - 6 miesięcy.
Producent na opakowaniu podaje iż roztwór roboczy (1+4 lub 1+9)
ma trwałość jedynie około tygodnia. Jest to o tyle dziwne, że
zgodnie ze znaną mi literaturą tiosiarczan amonu jest związkiem
dość trwałym o ile przechowywać go w odpowiedni sposób.
Wątpliwości rozwiewa dopiero dokumentacja techniczna na stronie
www producenta (www.ilford.com) - zgodnie z nią współczynniki
trwałości roztworu roboczego są następujące:
* W butli pozbawionej powietrza - 6 miesięcy.
* W zamkniętej butelce z pewną ilością powietrza - 1 miesiąc.
* W tanku lub kuwecie z pływającą pokrywą - 2 miesiące.
* W otwartej kuwecie, tanku - 7 dni.
Tak poważna różnica spowodowała jednak że postanowiłem
poddać Ilford Rapid Fixer testowi trwałości - dwa i pół miesiąca
trzymałem 1+4 roztwór Ilford Rapid Fixer w nie do końca napełnionej
próbówce, zamkniętej gumowym korkiem, raz w tygodniu sprawdzając
jego zdatność do użycia. Tak przechowywany utrwalacz pod
koniec testu charakteryzował się podobną aktywnością jak na
początku, co przekroczyło około dwukrotnie określony dla "zamkniętej
butelki z pewną ilością powietrza" okres. Na naganę zasługuje więc,
niewłaściwe sformułowanie na załączonej do opakowania instrukcji,
mogące łatwo wprowadzić w błąd.
Tak na marginesie warto zauważyć, iż okres trwałości tak klasycznych
utrwalaczy kwaśnych, jak utrwalaczy szybkich określano w niektórych
starszych podręcznikach fotografii na jakieś dwa miesiące. Jest wysoce
nieprawdopodobnym by w ciągu tych czterdziestu lat nastąpiła tak
znaczna poprawa czystości odczynników (obecnie liczni producenci
zestawiają gotowe wyroby na bazie tańszych substancji via ChRL),
względnie wypracowano nowe receptury, przedłużające okres
przydatności trzykrotnie. Można domniemywać, iż powyższa różnica
wynika po prostu z przyjęcia nieco innych kryteriów przydatności kąpieli
do użycia (kwestię powyższą postaram się objaśnić dokładniej innym
razem).
W dokumentacji Ilford Rapid Fixer na stronie www producenta podany
jest następujący sposób stałego utrzymywania tego utrwalacza
w gotowości do pracy: co jeden film małoobrazkowy (36 klatek) należy
uzupełniać starą kąpiel nowym roztworem w ilości 45 ml (855 ml dla
metra kwadratowego takich materiałów - metr kwadratowy to jakieś
20 błon).
Dla papierów RC/FB współczynnik ten wynosi odpowiednio 250/500 ml
dla metra kwadratowego. Producent ostrzega że dla niektórych rodzajów
obróbki maszynowej podane objętości mogą się okazać zbyt małe i niekiedy
trzeba uzupełniać nawet 300-450 ml nowego roztworu dla metra
kwadratowego papierów RC. Z kolei przy zastosowaniu odzysku srebra
w procesie obróbki "dolewka" może być mniejsza o 50-75%.
Nie jest to pierwszy wypadek, gdy zapoznając się z pomysłami producenckich
specjalistów przecieram oczy ze zdumienia. Podobne postępowanie może
się jako tako sprawdzać przy większych ubytkach używanego utrwalacza,
w innym razie ubocznym efektem będzie zwiększenie objętości poddanego
"replenishmentowi" roztworu, którego część w końcu trzeba będzie usunąć.
Producent jakby półgębkiem przyznaje to zresztą pod koniec rozdziału
- przed dolaniem "uzupełnienia" do starego roztworu zalecając w razie
potrzeby usunięcie odpowiedniej części tego drugiego.
Podobne "uzupełnianki" opłaca się stosować chyba tylko wyłącznie gdy
trzeba hurtem utrwalić ogromną ilość filmów bądź odbitek w krótkim
czasie, dysponując maksymalnie trzema kuwetami, względnie maszyną
z możliwością zaprogramowania co najwyżej trzech kąpieli! Jeśli
jednak ktoś chciałby się w to bawić: zużyty roztwór należałoby
pobierać od spodu (jak w starych maszynach do obróbki filmu
kinematograficznego), gdzie jest największe stężenie tiosiarczanu
srebra, a na dodatek trafia większość stałych zanieczyszczeń
(resztki organiczne z wody, rdza i piasek z rur, wywoływanych
błon, etc.).
Tak czy siak, nawet roztwór znajdujący się u dołu utrwalacza nie
różni się wiele od tego w wyższej części pojemnika - zawiera nawet
mniej więcej tyle samo substancji utrwalającej. Oczywiście jeśli
ten utrwalacz jest potem w sposób elektrolityczny pozbawiany srebra,
filtrowany, w gruncie rzeczy niewielki ubytek substancji utrwalającej
i zakwaszacza zostaje uzupełniony, po czym tak zregenerowany
utrwalacz ponownie użyty, trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Usuwanie natomiast nieco zużytego roztworu, by go po prostu wylać,
zastępując roztworem tylko minimalnie lepszym, jest klasycznym
marnotrawstwem.
Rozdział "Replenishment" może się jednak okazać wcale przydatny
w wypadku konieczności zwiększenia objętości posiadanego roztworu
jak najmniejszym kosztem. Przykładowo: ktoś na codzień przeprowadza
obróbkę w kuwetach 20x15 do których wlewa 1 litr roztworu, ale nagle
zachodzi konieczność utrwalenia niewielkiej ilości papierów większych
rozmiarów. Minimalną objętością płynu pokrywającą w całości papiery
jest 1,5 litra, a dysponuje zaledwie litrem częściowo zużytego już
roztworu. Naturalnym rozwiązaniem wydaje się tu nie rozcieńczanie
150/300 ml stężonego Ilford Rapid Fixer by uzyskać 1500 ml
nowej kąpieli, a sporządzenie nowego roztworu utrwalacza w ilości
trzykrotnie mniejszej i dopełnienie nim dotychczas używanej kąpieli.
Dzięki zawartej w instrukcji tabelce można dokładnie obliczyć,
ile więcej materiału da się utrwalić w takim roztworze - przykładowo
gdyby w przykładzie miano zamiar poddać obróbce w roztworze
roboczym 1+9 16 sztuk papierów RC formatu 24x30,5, a potem wrócić
do papierów RC 13x18 cm to utrwalenie papierów większego
formatu zużyje półlitrową dolewkę trochę w ponad połowie
(ok. 12 000 cm kw. z 20 000). Pozostała jej część (o potencjalnej
wydajności trochę ponad 8000 cm kw.) wystarczy do utrwalenia jeszcze
trzydziestu kilku papierów formatu 13x18. Co prawda i uczeń szkoły
podstawowej byłby w stanie sam sobie policzyć tego rodzaju rzeczy
w parę minut - bowiem wystarczy tutaj znajomość wydajności litra
utrwalacza i operacji matematycznej zwanej "dzieleniem" na poziomie
podstawowym - ale miło że Ilford wziął na siebie ten wysiłek.
Jeszcze jedno niewielkie zastrzeżenie - robienie tego rodzaju
"dolewek" nowego roztworu ma sens tylko przy w miarę niedawno
sporządzonej, lecz częściowo już zużytej kąpieli roboczej. Gdy
dysponuje się wyłącznie kompletnie wypracowanym roztworem, a objętość
nowego utrwalacza stanowi np. 10%, lepszym rozwiązaniem wydaje się
sporządzenie całkiem nowego o wymaganej objętości - no chyba naprawdę
ponad wszystko przedkłada się oszczędność (w takim razie powinno się
raczej postawić na - opisane dalej - utrwalanie dwuroztworowe).
Próby "odtwarzania sprawności" zużytego przed wieloma
miesiącami roztworu, który nam się gdzieś przypadkiem uchował,
metodą "dolewkową", zdecydowanie nie są godne polecenia.
Zdaniem Ilforda uzupełniany zgodnie z podanymi w instrukcji użycia
wskazówkami roztwór roboczy może służyć bardzo długo. I tak w zasadzie
jest, choć rzecz jasna z podobnym zastrzeżeniem jak względem regeneracji
wywoływaczy - co jakiś czas stary roztwór należy zastępować nowym.
W innym razie utrwalacz rychło przekształci w istne "zlewki świętej
Genowewki", z którymi kontakt materiałom fotograficznym raczej nie
posłuży.
Jeśli obrabiamy błony i odbitki sposobami klasycznymi, względnie nasza
maszyna ma możliwość obróbki więcej niż trzykąpielowej, bardzo zależy
nam na właściwym utrwaleniu materiałów przy maksymalnym wykorzystaniu
utrwalacza, lepiej będzie zdecydować się na utrwalanie dwuroztworowe
- nb. opisane w instrukcji www (choć niezbyt szczodrze).
W tej technice utrwalania sporządza się dwa (przy szczególnie wysokich
wymaganiach trwałościowych nawet trzy) jednakowe roztwory utrwalacza
- po kąpieli przerywającej filmy lub odbitki umieszcza się w pierwszym
roztworze przez połowę czasu wymaganego dla utrwalenia danego typu
materiału, po czym przenosi do drugiego roztworu na drugą połowę czasu.
Gdy pierwszy roztwór ulegnie zużyciu, zastępuje się go roztworem drugim,
na którego z kolei miejsce sporządza się nową kąpiel utrwalającą. Utrwalanie
wieloroztworowe pozwala nawet czterokrotnie zwiększyć wydajność - jednak
dla uzyskania równie wyśrubowanych wyników, niezbędna jest w miarę
niezawodna kontrola przydatności utrwalacza do użycia.
Niestety, gdyby ktoś szukał w dokumentacji Ilford Rapid Fixer jakiegoś
prostego do przeprowadzenia w warunkach amatorskich testu
umożliwiającego określenie czy aktualnie używany roztwór utrwalacza
jest jeszcze zdolny do pracy, nie odniesie sukcesu. Co prawda znajduje
się on w instrukcji, ale dziale poświęconym ustalaniu właściwego dla
danego typu błony czasu utrwalania, nadto w formie tak okrojonej, że
bez znajomości literatury fachowej, trudno jest odgadnąć jego drugą,
istotniejszą funkcję.
Otóż choćby Klimecki i Tuszko polecają niemal identyczny jak Ilford test,
tyle że właśnie do kontroli utrwalacza! Wygląda on następująco: mały
kawałek zaświetlonej błony, wkładamy do nieużywanego utrwalacza
i ustalamy czas w którym błona staje się przezroczysta. Potem, w miarę
obróbki kolejnych materiałów, test powtarzamy - gdy czas wydłuży się
ponad dwukrotnie w porównaniu do pierwotnego, roztwór należy zastąpić
nowym. Testu ze świeżo sporządzonym utrwalaczem nie trzeba powtarzać
za każdym razem - ma on identyczne właściwości jak ten przetestowany
na początku - ale z drugiej strony nie zawadzi, jeśli akurat mamy poddać
obróbce materiały na których szczególnie nam zależy, bo nawet
najdokładniejsza kontrola jakości niekiedy przepuszcza buble. Jeśli znamy
czas utrwalania błony w danym stężeniu utrwalacza, test w nieużywanym
utrwalaczu nie jest bezwarunkowo konieczny - kąpiel należy wymienić
na nową, gdy błona nie staje się przejrzysta w ciągu połowy maksymalnego
czasu utrwalenia danego materiału. Dla typowej błony przy rozcieńczeniu
1+4 Ilford Rapid Fixer byłoby to jakieś 2-2,5 minuty. Z oczywistych
względów podczas tego rodzaju testów ważne jest utrzymanie zbliżonej
do stosowanej przez nas w danym typie obróbki temperatury utrwalacza.
Ilford zaleca uprzednie skropienie strony emulsyjnej użytej do testu
błony niewielką ilością utrwalacza, odczekanie 30-60 sekund i dopiero
wtedy umieszczenie go w roztworze - miejsce skropienia porównuje się
później z resztą zanurzonej w utrwalaczu błony.
Technika z błoną może być używana zarówno przy stwierdzaniu przydatności
roztworu do utrwalania papierów, jak błon - w przypadku rozcieńczenia
1+9 dla papierów niezbędny będzie test z błoną z nieużywanym utrwalaczu
(teoretycznie rzecz biorąc w sprawnym roztworze błona powinna stawać się
przezroczysta w co najwyżej 5 minut, ale lepiejjednak sprawdzić rzecz
doświadczalnie). Ja uzyskałem następujące wyniki:
* względnie nowy Ilford Rapid Fixer 1+9 o temperaturze 22 stopnie C - 4 min.
* roztwór 1+9 bardzo zużyty (około 70 papierów o podłożu RC 9x13 cm
w 200 ml), 19,5 stopnia C - 12 min.
Uwaga!!! Wyniki powyższe mają charakter wyłącznie przykładowy
- przeprowadzony test ze względu na obarczenie pewnymi błędami, trudno
uznać za specjalnie miarodajny (np.: pierwotna objętość roztworu użytego
do utrwalania papierów podana z pamięci - równie dobrze mogła wynosić
250 ml).
Dlaczego zastosowanie metody dwuroztworowej w tak dużym stopniu podnosi
wydajność utrwalacza? Klasyczne utrwalanie można w pewnym uproszczeniu
przedstawić jako dwa procesy - chemiczną reakcję zamiany nienaświetlonych
halogenków srebra w sole srebra, oraz dyfuzję tych soli z błony do roztworu.
Z kolei zamiana nienaświetlonych halogenków srebra w nieświatłoczułe
związki srebra odbywa się w dwu etapach, najpierw substancja utrwalająca
przekształca je w sole srebra nierozpuszczalne w wodzie, przez dalsze
jej porcje zamieniane w sole rozpuszczalne w wodzie. W miarę zużycia
kąpieli utrwalającej, stężenie tiosiarczanu amonu sukcesywnie spada, a
jednocześnie wzrasta ilość rozpuszczonego w wodzie tiosiarczanu srebra.
Rezultatem jest wydłużanie się czasu zamiany soli nierozpuszczalnych
w sole rozpuszczalne i utrudnienie dyfuzji tych drugich do roztworu.
Do przemiany nienaświetlonych halogenków w sole srebra nierozpuszczalne
w wodzie wystarcza zdecydowanie niższe stężenie substancji utrwalającej,
niż do przeprowadzenia ich w sole rozpuszczalne. W zużytym roztworze
panuje tak wysokie nasycenie tiosiarczanu srebra, że dyfuzja tego
związku znajdującego się w błonie staje się niezwykle powolna
(niewielka różnica stężeń). Materiał światłoczuły w którym przemiana
jednych soli w drugie nie nastąpiła do końca lub wcale, względnie
zawierający w sobie tiosiarczan srebra, wkrótce uległby zniszczeniu.
Jeśli jednak podziałać nań roztworem z odpowiednio dużym stężeniem
substancji utrwalającej, proces zamiany związków srebra
nierozpuszczalnych w wodzie w rozpuszczalne zacznie zachodzić
ponownie. Jeśli tymże roztworze stężenie tiosiarczanu srebra
będzie znacznie niższe niż w materiale światłoczułym, proces dyfuzji
będzie miał zdecydowanie szybszy przebieg, (dyfuzja przebiega aż
do wyrównania stężeń tiosiarczanu srebra w obu ośrodkach).
Reasumując: pierwszy (zużyty) roztwór nie jest w stanie zamienić
całości powstałych w materiale światłoczułym soli srebra nierozpuszczalnych
w wodzie w rozpuszczalne oraz zapewnić mieszczącego się akceptowalnych
granicach tempa ich dyfuzji, ale wciąż może zamieniać nienaświetlone
i niezredukowane przez wywoływacz halogenki srebra w nierozpuszczalne
w wodzie sole tego pierwiastka.
W drugim roztworze (świeżym) większe stężenie substancji utrwalającej
pozwala na dokończenie procesu zamiany w sole rozpuszczalne, które
dzięki niewielkiemu jego nasyceniu tiosiarczanem srebra, mogą
swobodniej wydyfundować z warstwy emulsyjnej błony, bądź papieru
światłoczułego.
Czasem, gdy wymagania względem trwałości, są szczególnie wysokie,
stosowane jest nawet utrwalanie trzyroztworowe. Technologia procesu
(1/3 czasu w każdym z roztworów utrwalających), jak też prawidła
tyczące się kontroli i wymiany roztworów, są praktycznie rzecz biorąc
identyczne jak w odmianie dwukąpielowej (drugi roztwór zastępuje
pierwszy, trzeci zajmuje miejsce drugiego, sam z kolei będąc
zastąpionym świeżym utrwalaczem), nie ma więc potrzeby szerszego
jej omawiania.
W obróbce ręcznej, jeśli objętość roztworu roboczego nie może spadać
poniżej pewnego minimum, niewielkie ubytki utrwalacza przy utrwalaniu
wieloroztworowym (np. "zabieranie" przez podłoże papierów), najlepiej
uzupełniać wodą - dotyczy to zwłaszcza pierwszej kąpieli. Przy
jednoroztworowym też warto rozważyć "za i przeciw": dolanie niewielkiej
ilości nowego utrwalacza nie poprawi zbytnio parametrów roztworu - może
więc lepiej utrwalić określoną przez producenta ilość materiałów
światłoczułych i sporządzić nowy? Przy dużych ubytkach - zwłaszcza
spowodowanych rozlaniem - wszystko przemawia na korzyść "replenishmentu".
Test z odbielaniem zaświetlonego skrawka błony wykorzystuje fakt, iż
tiosiarczan amonu rozkłada niezredukowane do srebra metalicznego
halogenki, niezależnie od tego czy otrzymały one jakąkolwiek
ekspozycję, czy też nie. Tak więc że skrawek błony służący do testu
nie został wywołany, nie ma większego znaczenia - zachodzą dokładnie
te same procesy co w koreksie względem błony normalnie naświetlonej,
wywołanej i nieutrwalonej. Tak samo przebiegają chemiczne przemiany
niezredukowanych przez wywoływacz związków srebra i tak samo dyfundują
one do roztworu utrwalacza.
Ilford zaleca stosowanie pomiędzy wywołaniem, a utrwalaniem, kąpieli
przerywającej. Jasna rzecz gorąco poleca tu przerywacze swojej
produkcji. Z mojej praktyki wynika, iż najbanalniejszy w swej
prostocie, 2% kwas octowy, także znakomicie sprawdza się
w tej roli. W wypadku rezygnacji z przerywacza, zalecana jest
stała kontrola PH roztworu. Ilford Rapid Fixer powinien mieć
odczyn kwaśny co najmniej 6. Jest to chyba nieco asekuranckie
- w literaturze można znaleźć kąpiele na bazie tiosiarczanu amonu
bez jakichkolwiek dodatków zakwaszających. Prawdopodobnie więc
utrwalacz funkcjonowałby nawet w przedziale 6-7 - przy obecnych
cenach octu jednak nie ma sensu tak oszczędzać.
Bardziej chyba ryzykowne jest nadmierne zakwaszanie - nie należy
obniżać PH roztworu poniżej 4. Utrwalacze szybkie na tiosiarczanie
amonu gorzej od klasycznych (tiosiarczan sodu) znoszą nadmiernie
kwaśne otoczenie i bardzo spowalniają działanie, aż w końcu
przestają utrwalać w ogóle - nie należy więc przesadzać z ilością octu
w roztworze. Najlepiej by jego stężenie w przerywaczu wynosiło 2%
- wystarcza w zupełności do zatrzymania procesu wywoływania
i zobojętnienia resztek kąpieli wywołujących.
Pięcioprocentowy kwas octowy zalecany w niektórych starszych książkach
(np. "Powiększanie zdjęć fotograficznych" T. Cypriana z 1955 roku),
prawdopodobnie miał służyć do wywoływaczy opartych na amidolu (jedna
z nielicznych substancji redukujących, wywołujących również w środowisku
kwaśnym). Jeśli już ktoś używa tak zakwaszonego przerywacza, nie należy
nadmiernie przedłużać kąpieli w nim (Cyprian zalecał zaledwie
pięciosekundowy pobyt w roztworze 5% kwasu octowego dla papierów
o podłożu barytowanym!).
W razie gdyby PH przekroczyło 6, Ilford zaleca powolne dolanie
odpowiedniej ilości 50% kwasu octowego - ja zastosowałbym go raczej
w większym rozcieńczeniu, z ilością wody dostosowaną do
objętościowego ubytku utrwalacza, względnie (jeśli to możliwe)
nieco większą. Pojawia się jednak pytanie: czy miast potem
obniżać PH roztworu octem, nie lepiej - jeśli oczywiście
możliwości techniczne pozwalają (w niektórych typach maszyn
po wywołaniu natychmiast następuje utrwalanie) - z inkryminowanego
kwasu octowego zrobić przedtem kąpieli przerywającej i wykorzystać
ją w obróbce?
Innym wskaźnikiem przydatności roztworu Ilford Rapid Fixer
do użycia ma być jego ciężar właściwy. Powinien się on zawierać
między 1000-1200 (nowy roztwór roboczy 1+4: 1070-1080; 1+9: 1030-1040).
Kontrola miała by być przeprowadzana przy pomocy gęstościomierza,
co może i się opłaca w wypadku dużych laboratoriów, ale mało który
fotoamator dysponuje tego rodzaju przyrządami, a zakup tylko do
kontroli utrwalacza jest raczej mało sensowny. Osobiście nie wiem,
czy podlewy przeciwodblaskowe błon (zwłaszcza starszych zwojowych),
nie mogłyby podnieść ponad podaną granicę gęstości, nie czyniąc
wcale utrwalacza niezdatnym do użytku.
Nasycenie roztworu IRF srebrem można by chyba sprawdzić przy pomocy
klasycznej próby z jodkiem potasowym. 1 ml pięcioprocentowego
roztworu dodaje się do naczynia z 25 ml utrwalacza (tyle wedle
R. Kielicha; A Kotecki: roztwór 1% jodku potasowego i 10 ml utrwalacza).
Jeśli wytrąca się żółty osad, utrwalacz jest zużyty (zdaniem Koteckiego
- pojawia się zmętnienie nie znikające nawet po wstrząśnięciu).
Zawartość srebra w utrwalonej odbitce Ilford zaleca sprawdzać przy
pomocy siarczku sodu, analogicznie jak R. Kielich z "Foto".
Niestety w pozostałych punktach jakby odrobinę się różnią -
Kielich zaleca 0,2% roztwór, Ilford 0,15%. Kielich testuje
na odciętym białym marginesie utrwalonej i wypłukanej odbitki,
Ilford zaleca zrobić próbkę na białym fragmencie dobrze utrwalonej
i wypłukanej odbitki, po czym porównywać z nią kolejne próbki.
Kielich zanurza wycięty margines w siarczku sodowym, Ilford
zaleca skrapianie białych miejsc. Dotąd mniej więcej się
zgadzają - zdaniem jednak Romana Kielicha niedokładne utrwalanie
i płukanie objawia się ciemnieniem próbki, u Ilforda zaś
znajdziemy że skropione miejsce w takim przypadku żółknie.
Bardziej złożone (ale i niezawodne) techniki kontroli utrwalenia
oraz wypłukania błon i papierów wykraczają poza ramy tej recenzji,
toteż omówię je innym razem.
W instrukcji Ilford Rapid Fixer zaleca się metodę elektrolityczną
odzyskiwania srebra - jest ona najtańsza i najbardziej wydajna.
Szczegółów najlepiej szukać w odpowiedniej literaturze.
Jak już wspomniano, przefiltrowany po takim zabiegu utrwalacz
wystarczy uzupełnić o niewielką ilość substancji utrwalającej
(czasem trzeba dodać też zakwaszacza, lub na odwrót - podnieść
PH nadmiernie zakwaszonego roztworu), by nadawał się do ponownego
zastosowania.
Ocena:
Filmy: w wypadku normalnego dla utrwalaczy trzymania
w nie do końca wypełnionych, zamkniętych pojemnikach,
stosowanie ogólnie średnio wygodne dla pojedynczego
fotoamatora: chyba że odpowiadałby mu styl pracy
polegający na zgromadzeniu jakiś 12 naświetlonych
błon (minimalna ilość roztworu dla obróbki błon
małoobrazkowych w Krokus Tank - 375 ml - pozwala
utrwalić 9 błon), a potem przeprowadzenia ich obróbki
w ciągu miesiąca. Co prawda przeprowadzone przeze mnie
testy wykazały, że i po 2 1/2 miesiąca roztwór roboczy
1+4 przechowywany w zbliżonych warunkach nadal
może być zdatny do użytku, ale po upływie miesięcznego
okresu podawanego przez producenta, chyba lepiej
przed obróbką ważnych dla nas materiałów sprawdzać
tak przechowywany roztwór kawałkiem zaświetlonej
błony, co właściwie nic nie kosztuje, a w istotnym stopniu
zmniejsza ryzyko. Niezłym rozwiązaniem wydają się
butle harmonijkowe - w razie dokładnego wyciśnięcia
powietrza trzymany w nich roztwór roboczy IRF raczej
bez większego uszczerbku przetrzyma pół roku, a może
i więcej.
Ilford Rapid Fixer wydaje się natomiast wprost
stworzony dla grup fotoamatorów, redakcji czasopism
i zakładów usługowych, w których dwa tuziny (24) błon,
a nawet więcej, obrabia się nierzadko w ciągu mniej niż
tygodnia.
Papiery RC: produkt znakomity zarówno dla pojedynczego
fotoamatora, jak ich grupy, świetnie sprawdzi się też
w redakcjach czasopism oraz zakładach usługowych.
Najistotniejszymi zaletami z punktu widzenia fotoamatora
są krótki czas utrwalania, pozwalający zarówno na
błyskawiczną ocenę odbitek w białym świetle, jak
zabezpieczający przed uczynieniem z kuwety
z utrwalaczem swoistej "przechowalni odbitek" (co
może mieć na nie bardzo niekorzystny wpływ) oraz
niewiele dłuższy czas płukania pozwalający zaoszczędzić
sporo wody. Jako zaletę można postrzegać również
niedługi okres trwałości roztworów roboczych, wymuszający
sporządzanie nowych kąpieli co najmniej raz w miesiącu
oraz zlewanie nieużywanego utrwalacza z kuwet do
zamkniętych pojemników. Można też zaopatrzyć się
w pływające pokrywy kuwet, względnie spróbować je
sporządzić samodzielnie (np. z płyty PCV), ewentualnie
zaimprowizować pływającą pokrywę kładąc na powierzchni
roztworu w kuwecie denkiem inną pustą kuwetę z PCV
o odpowiednim rozmiarze. W tym wypadku trwałość
roztworu powinna wzrosnąć nawet do dwu miesięcy,
ale lepiej stale sprawdzać jego przydatność do użycia,
zwłaszcza jeśli się nie liczy utrwalonych odbitek.
Papiery FB: wykazuje podobne zalety oprócz płukania
(ale trudno poradzić cokolwiek na nasiąkanie podłoża),
długość płukania prawdopodobnie dałoby się znacznie
skrócić przy zastosowaniu środków rozkładających
utrwalacz, ewentualnie dodatkowe płukania w wodnym
roztworze 2-4% siarczynu sodowego, 5-8% węglanu
sodowego (sody kalcynowanej) lub kwaśnego węglanu
sodowego (sody oczyszczonej), względnie 2-5% chlorku
sodu (soli kuchennej), których skuteczność jednak
względem omawianego utrwalacza wymagałaby wszakże
testów (producent z kolei poleca swój "Ilford Washaid").
Stosowany do utrwalania papierów roztwór 1+9 Ilford
Rapid Fixer jest ponad dwukrotnie wydajniejszy od Fomafix
(przy 1+4 różnice mniejsze: papier RC/FB - 4/2 względem
3/1,5 metra kwadratowego w litrze kąpieli roboczej,
10/5 m względem 9/4,5 m z opakowania 0,5 l; błony
małoobrazkowe - 60 do 51 przy pełnym wykorzystaniu
opakowania 0,5 litra). Roztwór 1+4 charakteryzuje się
trzykrotnie (dla 1+9 półtorakrotnie) krótszymi czasami
utrwalania - RC/FB 30/60 s. względem 90/180 s. dla
temperatury 20 stopni Celsjusza przy obróbce ręcznej.
Trwałością kąpieli roboczej z kolei zdaje się ustępować
Fomafixowi (miesiąc-dwa względem pół roku), co wszakże
jest nieco dyskusyjne, ponieważ w dokumentacji na swej
stronie www Foma nie precyzuje, czy chodzi o roztwór
roboczy trzymany w pełnych butelkach, czy też częściowo
wypełnionych powietrzem.
Dla typowego fotoamatora, obrabiającego od jednej
do kilku błon miesięcznie, stosowanie IRF jest więc
całkowicie zasadne w przypadku korzystania z różnych
utrwalaczy do błon (zwłaszcza klasycznych, opartych
na tiosiarczanie sodu) i papierów. Z kolei jeśli ktoś
preferuje prostotę, objawiającą się wykorzystaniem
w swym domowym laboratorium możliwie najmniejszej
liczby roztworów, lepiej będzie zdecydować się na
Fomafix, np. z opakowania 500 ml, 125 ml (750 ml po
rozcieńczeniu) przeznaczyć do obróbki błon zwojowych
lub małoobrazkowych (na 12 sztuk), a pozostałe 375 ml
(2250 kąpieli roboczej) do utrwalania papierów (6,75 m
kw.), ewentualnie trzymać roztwory robocze Ilford Rapid
Fixer w pojemnikach pozbawionych powietrza.
Jeśli idzie o cenę: 0,5 l opakowanie Ilford Rapid Fixer
jest obecnie około 1/3-1/4 droższe od analogicznej
pojemności Fomafix, jednak rosnący kurs korony
i taniejące euro czynią ich ceny coraz bardziej
zbliżonymi.
Prawdziwą piętą achillesową Ilford Rapid Fixer są
instrukcje obsługi. Tan na opakowaniu, choć
lakoniczna, jest zupełnie niezła - niestety dyskwalifikuje
ją wprowadzający w błąd akapit dotyczący trwałości
roztworów. Z kolei zamieszczona na stronie www
producenta w formie pliku pdf instrukcja, jest
bardziej szczegółowa (liczy sobie pięć stron),
niestety ilość nie do końca przekłada się tu na
jakość. Sprawy które w instrukcji z opakowania
omówione są prosto i czytelnie w formie niewielkiej
tabelki, rozrastają się do całych akapitów, z których
wynika niewiele ponad to co wywnioskujemy
z inkryminowanej tabelki.
Organizacja działów w instrukcji www wygląda
niczym dzieło nie fotografa, względnie chemika,
a speca od marketingu. Podrozdziały zorganizowano
omalże identycznie jak w pdf wywoływaczy Ilforda,
co względem utrwalacza trudno uznać za rozsądne.
W ogóle gros informacji dotyczy obróbki maszynowej
i trudno spomiędzy nich wyłowić sprawy istotne
dla fotoamatora, obrabiającego tradycyjnymi metodami
niewielką ilość błona na własny użytek. Nawet samo
ustalenie podstawowych właściwości roztworu roboczego
- rozcieńczenia, czasów obróbki, wydajności, trwałości
- zmusza do skakania po stronach, znalezienie zaś
pewnych ciekawych i pomocnych w pracy, innowacji
kombinowania gdzie też to zostały zamieszczone,
dodatkowo utrudnionego brakiem spisu treści.
Wspomniany specjalista od marketingu zdaje się
próbować zresztą przy okazji sprzedać nam fabryczną
kąpiel przerywającą (dobrze że nie zachwala jeszcze
wywoływaczy). Może dlatego, tani, wydajny, łatwy do
sporządzenia nawet dla mało zaawansowanych amatorów
przerywacz oparty o kwas octowy zostaje pominięty
milczeniem.
Potencjalni użytkownicy obrabiający swe materiały
światłoczułe w maszynach, wcale nie mają wiele
łatwiej. Z bliżej nieokreślonych przyczyn instrukcja
przypomina po trosze przepisy kuchenne, przeprowadzając
nas od narodzin roztworu roboczego, aż po kres jego
pracowitego żywota i pochówek. Tego rodzaju styl
narracji, pełen dygresji na tematy które czytelnika
wcale nie muszą aktualnie obchodzić, prowadzi do
przeskakiwania całych akapitów tekstu, względnie
rzuceniem instrukcji w diabły. Użytkownicy przecież
często bywają zapracowani, zirytowani, zdekoncentrowani
- woleliby znajdywać najistotniejsze informacje
w jednym, łatwym do zlokalizowania, miejscu.
A przecież wystarczyłoby zamieścić na pierwszej
stronie, niewielką, trzykolumnową tabelkę,
zawierającą w kolejnych kilku wierszach
następujące właściwości obu roztworów roboczych:
* czas utrwalania;
* czas płukania;
* wydajność z litra roztworu;
* trwałość;
O funkcjonalności tego rodzaju zestawień, można się zresztą
przekonać studiując zamieszczoną w opisie IRF i opartą
o podobne założenia tabelkę dotyczącą... kąpieli
przerywających produkcji Ilforda.
Nieźle byłoby też umieścić na początku instrukcji
coś podobnego do "quick start" stosowanego
dawniej w opisach gier i programów. Zawierałby
on krótkie omówienia podstawowych kwestii
związanych z najbardziej typową obróbką ręczną
- przerywacz na kwasie octowym, jeden utrwalacz
nie poddawany żadnym dolewkom, którego PH
i gęstości się nie sprawdza, sukcesywnie zużywa,
wylewa i sporządza nowy. Prawie wszystko to
w instrukcji już jest, tyle że trzeba się naszukać,
a tego użytkownik bynajmniej nie lubi. W tej części
znajdowałaby się opisywana tabelka z podstawowymi
właściwościami roztworów, a także krótki spis treści
w małej ramce. W "quick start" większość spraw
wystarczyłoby omówić pobieżnie, w razie gdyby
czytelnik chciał dowiedzieć się więcej, skierować
go odsyłaczami do właściwych działów.
Do instrukcji należałoby dodać też krótki opis procesu
utrwalania, wraz z kwestią zaniku mlecznego zabarwienia
błon (rzecz nie występująca na papierach), bardzo istotną
przy wzrokowej kontroli procesu, co dzieje się w razie
zbyt krótkiego, względnie przesadnie długiego utrwalania,
a także porządny spis treści.
Taka instrukcja byłaby może minimalnie dłuższa, ale
czytelniejsza i przyjaźniejsza użytkownikowi.
Powróćmy jeszcze do sprawy ustalania czasu
utrwalania błony poprzez zanurzenie jej zaświetlonego
kawałka w roztworze utrwalacza. Test ten jest sensowny
tylko względem świeżego utrwalacza, względnie
poddawanego ciągłemu "replenishmentowi", jednak
w tym drugim wypadku zastrzeżeniem - zużycie kąpieli
przerywającej, inna twardość i domieszki ze źle
przefiltrowanej wody w "uzupełniance", nawet nietypowe
podlewy przeciwodblaskowe uprzednio obrabianych błon,
mogą pierwotny czas utrwalania wydłużyć.
Pół biedy, jeśli na wyjętej z utrwalacza błonie stwierdzimy
mleczne zabarwienie - ponowne umieszczenie
w utrwalaczu i trzymanie przez tyle samo czasu jaki
upłynął od początku utrwalania do zaniku mlecznego
zabarwienia, w większości wypadków wystarczy do
zapobieżenia negatywnym następstwom. Niestety,
błona wyjęta z utrwalacza w drugiej połowie czasu
utrwalania, wizualnie nie różni się niczym od swej
odpowiedniczki w której proces ten pomyślnie się
zakończył. Dopiero po miesiącach, a bywa i latach,
w błonach których utrwalania nieukończono, pojawiają
się zmiany i wtedy z reguły pozostaje jedynie kopiowanie
optyczne negatywu. Tak to już niestety bywa, że
drobne oszczędności potrafią się mścić w wyjątkowo
niemiły sposób.
Producencki test wyznaczania właściwego czasu
utrwalania błony najlepiej więc byłoby robić przed każdym
utrwalaniem, bądź stosować trochę dłuższe czasy
niż wyszły w teście z utrwalaczem świeżym (podobnie
jak w wypadku wywoływaczy trudno ustalić właściwe
dla każdych okoliczności współczynniki korygujące).
Na koniec kwestie językowe - co prawda zwrot "replenishment"
dałoby się przełożyć również jako "regeneracja", ale osobiście
wyznaję pogląd, że w przeciwieństwie do wywoływaczy, utrwalacza
nie da się całkowicie zregenerować samym uzupełnieniem substancji
czynnej (w tym wypadku tiosiarczanu amonu) i związków
zakwaszających. Czynność tę musi poprzedzić usunięcie z roztworu
związków srebra na drodze elektrolitycznej.
Zwroty "full tightly capped" i "half full tightly capped", brzmiałyby
"całkowicie wypełniony", "częściowo wypełniony", gdyby je
tłumaczyć w miarę dosłownie. Szkopuł w tym, że kąpiele
fotograficzne można zabezpieczać również przez wtłoczenie
do pojemnika gazu obojętnego, wypychającego powietrze
z nad powierzchni cieczy. Dlatego korzystam z form
"pozbawiony powietrza" i "z pewną ilością powietrza".
Fereby
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl